Opowiedz nam, jak to w ogóle się stało, że dowiedziałeś się o chorobie? Co zwróciło Twoją uwagę na tyle mocno, by udać się do lekarza?

W sumie w ogóle nie podejrzewałem, że jestem chory. To było tak, że – jako sportowiec – chodzę na siłownię, często się ważę i tak sprawdzam formę. Po prostu nagle zacząłem chudnąć. Myślałem, że to przez to, że są wakacje, bo to były wakacje, było gorąco. No to mówiłem sobie, że jest gorąco, więc wiadomo, że bardziej się człowiek poci, to przez to chudnę i jakoś nie zwracałem na to uwagi. Szczególnie pociłem się w nocy, ale tłumaczyłem sobie to tak samo tym, że po prostu jest gorąco. Potem jednak zaczął mnie boleć brzuch. Ból nie ustępował przez dwa tygodnie, więc poprosiłem mamę, aby zapisała mnie do lekarza, bo zaniepokoiła mnie to, że tak schudłem.

Zapisałem się do lekarza, dostałem skierowanie na ogólne badania krwi, no to poszliśmy na te badania. Odebrałem wyniki, wszystko było super, tylko wskaźnik CRP miałem podwyższony. Wpisałem w „wujka Google”, co to może oznaczać. Wyszło mi, że to może być jakieś zapalenie, no to byłem „zadowolony”, że nic mi nie będzie, poszliśmy przekazać wyniki do pani doktor i omówić je. Dostaliśmy informację, że niezbędne będzie USG, ale najbliższe wolne terminy były za miesiąc. Nie mogliśmy tyle czekać i na drugi dzień wysłali nas do szpitala, gdzie dosłownie dziesięciu lekarzy nade mną skakało, nikt się nie odzywał, ja nie wiedziałem co się dzieje. Zadzwonili do moich rodziców, że zostanę przewieziony do szpitala we Wrocławiu, mi nic nie powiedzieli, dopiero tato mi to przekazał. I to w sumie tyle, nikt niczego mi nie mówił, sam musiałem wszystko wyszukać w internecie. Dopiero, gdy wpisałem nazwę „Przylądek Nadziei” to wiedziałem już, gdzie jadę…

Czy osoby, które przebywały razem z Tobą w „Przylądku Nadziei” budowały w Tobie motywację, były dla Ciebie inspiracją? Pacjenci, którzy byli dłużej w klinice pomogli Ci „wejść” w cykl leczenia?

Tak, to na pewno. Gdy przyjechałem, to położyli mnie na salę z Miłoszem, który walczył z białaczką. Już trochę leżał w szpitalu, więc od razu mi wszystko wytłumaczył, powiedział, że nie ma się czego bać. To od razu mnie uspokoiło, bo poinformowano mnie wcześniej, że będę miał Broviaca, to taki port. Miłosz powiedział mi, że to fajne, wygodne, lepsze niż wenflon, a tego właśnie się obawiałem, więc mnie uspokoił. Jak ja byłem w „Przylądku”, to większość pacjentów to były małe dzieci, ale one też zawsze były bardzo wesołe, uśmiechnięte, biegały po oddziale. To na pewno dawało wiele, dzięki nim nie było tam tam smutno, wręcz zawsze było wesoło i nie myślało się o chorobie.

Miałeś takie odczucia, że niektórzy nie rozumieją tego, przez co przechodzisz i nie są wystarczająco „dojrzali”, aby to do nich dotarło?

Głównie były to takie sytuacje, gdy na przykład szedłem z psem na dwór, mijali mnie znajomi i patrzyli na mnie, myśleli, że nie słychać tego jak się naśmiewają. Podobnie było ze zbiórkami, za bardzo nie rozumieli tego… Ciężko to opisać.. Jak się tego nie przeszło, tak na co dzień, to ciężko zrozumieć, ile pieniędzy pochłaniają dojazdy i to wszystko, niektórzy to krytykowali, bo przecież zawsze miałem ładne buty, to czemu zbieram na swoje leczenie. Tak samo, nigdy nie wiesz ile dzieci właśnie choruje.

Czy zapadła Ci może w pamięci jakaś konkretna sytuacja, w której Twój kolega, koleżanka czy grupa znajomych zrobiła coś, co bardzo mocno Cię zmotywowało i dało Ci ogromnego „kopa” w walce z chorobą?

Na pewno to, że moja drużyna zagrała mecz w koszulkach, na których miała napis „trzymaj się Sudi” na plecach, pokazali, że wierzą we mnie. No i też moja dziewczyna napisała do mojego idola, Kacpra Bąkiewicza, załatwiła to, że zadzwonił do mnie na kamerce, do dziś mam z nim kontakt i to było takie… (uśmiech)

Czy ten okres leczenia wpłynął na Ciebie pod względem mentalnym? Uważasz, że dzięki temu szybciej dorosłeś?

Tak, tak, bo poczułem coś takiego, że z dnia na dzień mogę wylądować na onkologii.. To dało mi takie przemyślenia, że mogę wszystko. Pomyślałem, że skoro w ciągu tygodnia straciłem wszystko, to w ciągu tygodnia mogę też zdobyć wszystko.

Czy uważasz, że lekarze mają pewien problem, jak Cię potraktować, skoro nie jesteś już małym dzieckiem, ale jednocześnie nie jesteś jeszcze osobą pełnoletnią? Zabrakło takiej „alternatywnej” ścieżki dotarcia do pacjenta, jakim jest nastolatek?

W szpitalu w Wałbrzychu to na pewno, bo byłem traktowany w sumie jak powietrze. Nic mi nie mówili, po prostu nade mną wszyscy biegali, badali mnie, ale już we Wrocławiu od razu zostałem profesjonalnie przyjęty. Zapytano mnie od razu czy chcę, aby traktowali mnie jako dorosłego i przekazywać bezpośrednio do mnie informacje, na co ja wyraziłem zgodę i tak też było.

Czym chciałbyś się podzielić z osobami, które dziś rozpoczynają swoją walkę o zdrowie? Co Ty chciałbyś wiedzieć przed przyjazdem do szpitala? Co może Twoim zdaniem ułatwić takim osobom wejście w ten bardzo wymagający okres?

Na pewno nie można zapominać o swoich pasjach i codziennym życiu. Nie można myśleć, że to jest koniec świata. Mi głównie pomogły moje pasje, nie zapominałem o nich, to mnie napędzało i mówiłem sobie, że nie mogę się poddać, bo muszę się spełnić w życiu.Na pewno nie można zapominać o swoich pasjach i codziennym życiu. Nie można myśleć, że to jest koniec świata. Mi głównie pomogły moje pasje, nie zapominałem o nich, to mnie napędzało i mówiłem sobie, że nie mogę się poddać, bo muszę się spełnić w życiu.

Pokonałeś chorobę już jakiś czas temu. Pierwszego dnia po chorobie, po powrocie do domu – wiadomo, wielka radość z wygranej walki, ale z drugiej strony w głowie siedzi myśl, że jednak musisz teraz inaczej podchodzić do życia. Jak to u Ciebie wyglądało?

Od razu jak wyszedłem ze szpitala, to jeszcze nie poczułem takiego „już jestem zdrowy”. Gdy wyjęli mi te wszystkie porty, jak już bez strachu mogłem wyjść sobie z domu, iść do znajomych czy chociażby na siłownię, bez lęku, że na drugi dzień będę musiał jechać do szpitala, bo się przeziębiłem czy coś, to dopiero wtedy poczułem, że zakończyłem to wszystko. No, to wtedy byłem już taki.. (uśmiech). W życiu po chorobie na pewno bardziej doceniam proste rzeczy, na przykład to, że chodzę sobie na tę siłownię, to jest jeszcze większa radość. Jak mi się nie chce iść chociażby zrobić nogi na siłowni, to wtedy sobie myślę, że jak byłem w szpitalu, to oddałbym wszystko, żeby zrobić ten trening i to mnie napędza – wstaję i idę zrobić te nogi.

Co chciałbyś przekazać od siebie osobom, które zaczynają swoją walkę z nowotworem lub są w trakcie leczenia? Zainspirujmy naszych czytelników Twoimi słowami.

Głównie to, żeby nie zapominać o swoich pasjach. Najważniejsza jest psychika. Mi udało się przejść leczenie dość szybko, bo też byłem od początku pozytywnie nastawiony psychicznie, miałem w sobie ambicję, że muszę to wygrać, choć będzie ciężko fizycznie, będzie bardzo dużo chwil upadku, ale trzeba to „nadrabiać” pozytywnym myśleniem, że mamy swoje pasje, do których warto wrócić i to nie jest jeszcze koniec.

Chciałbyś porozmawiać lub spotkać się z osobą,
która wygrała z nowotworem jako nastolatek?

Last modified: 2024-09-10